wtorek, 30 kwietnia, 2024

Virtus et Fraternitas 2022 – oni spieszyli z pomocą

20 grudnia w Pałacu Belwederskim w Warszawie wręczono medale Virtus et Fraternitasodznaczenia dla osób, które wykazali się odwagą i solidarnością, kiedy Polska została zaatakowana przez dwa zbrodnicze reżimy, a nasi obywatele znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. W tym roku odznaczenia te przyznano Ilonie Andrássy, Trofimowi Danielukowi i rodzinie Skakalskich.

Medal Virtus et Fraternitas jest symbolem pamięci i wdzięczności wobec cudzoziemców, którzy nieśli pomoc polskim ofiarom, udzielali schronienia, dzielili się żywnością, wystawiali fałszywe dokumenty, zabiegali o lepsze warunki w obozach dla uchodźców czy dokumentowali działania wojenne. Wręczany jest przez Prezydenta RP na wniosek Dyrektor Instytutu Pileckiego po uzyskaniu pozytywnej opinii Rady Pamięci. Od 2019 roku uhonorowano nim 46 osób – obywateli wielu krajów na kilku kontynentach. Medal Virtus Et Fraternitas zaprojektowała Anna Wątróbska-Wdowiarska. W otoku medalu biegnie napis będący cytatem słów Jana Pawła II: Człowieka trzeba mierzyć miarą serca.

W czasie uroczystości zorganizowanej 20 grudnia w Belwederze minister Wojciech Kolarski wręczył medale w imieniu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy. W imieniu Ilony Andrássy de Csíkszentkirály et Krasznahorka medal odebrał dr Kristóf Erdős z węgierskiego Komitetu Pamięci Narodowej. Medal dla Trofima Daniluka odebrała Halina Daniluk, żona jego prawnuka. Rodzinę Musija i Hanny Skakalskich reprezentował ich wnuk Wołodymir Samczuk, syn Zinajdy.

odbierający medale Virtus et Fraternitas

„Nie wydał nas” – historia Trofima Danieluka

Wołyński Czerniejów był wsią zamieszkaną głównie przez Ukraińców, mieszkało w nim kilka polskich oraz mieszanych rodzin. Gdy 6 sierpnia 1943 roku banderowcy napadli na wieś, zamordowali m.in. Wiktorię Zubkiewicz oraz jej córki Genowefę i Marię. Ciężko rannemu ojcu rodziny, Feliksowi Zubkiewiczowi, udało się uciec i ocalić życie m.in. dzięki pomocy pastora Jana Jelinka. Jedyny syn Wiktorii i Feliksa, Władysław, wraz z żoną i dziećmi wracali tego poranka do domu po nocy spędzonej u sąsiada. Kiedy usłyszeli strzały, ukryli się w polu. Banderowcy szukając Władysława pytali o niego mieszkającego nieopodal Trofima Danieluka. Ukrainiec nie wydał go w ręce członków OUN-UPA i oszukał ich, mówiąc, że Polaka nie było w domu od trzech dni.

 „Widząc grożące niebezpieczeństwo uciekłem i ukryłem się w łodygach rosnących ziemniaków. Życie zawdzięczam Trofimowi Danielukowi, który na pytanie mordujących członków UPA powiedział, że już trzy dni nie było mnie w domu” – relacjonował Władysław Zubkiewicz.

Trofim Danieluk ocalił Zubkiewiczom życie. Tego poranka w Czerniejowie z rąk nacjonalistów oprócz części rodziny Zubkiewiczów zginęło piętnaścioro innych Polaków. Po wojnie Trofim wraz z żoną Agrypiną i pięciorgiem dzieci prowadził gospodarstwo w Czerniejowie, gdzie zmarł około 1950 roku. Zubkiewicze osiedlili się w Chełmie, a ich dzieci założyły własne rodziny.

„Władysławowi Zubkiewiczowi pomogli ukraińscy sąsiedzi, m.in. Trofim Danieluk. To kolejny dowód, że nie morduje nacja lub religia. Mordować może człowiek, i to człowieka należy winić” – Jan Jelinek, „Sąsiedzi krwawego Wołynia”.

prawnuczka Trofima Danieluka

Nie zostawiła nas samych – historia Ilony Andrássy de Csíkszentkirály et Krasznahorka

Po wybuchu II wojny światowej Ilona Andrássy, córka polskiej hrabiny Marii Chołoniewskiej i węgierskiego hrabiego Manó Andrássyego, współtworzyła w Budapeszcie z innymi arystokratkami Węgiersko-Polski Komitet Opieki nad Uchodźcami. Od pierwszych dni wojny aż do marca 1944 r. udzielał on pomocy Polakom szukającym na Węgrzech schronienia przed agresją III Rzeszy i Związku Sowieckiego. Ilona Andrássy kierowała referatem rozmieszczenia i zakwaterowania, m.in. dzięki jej działaniom tylko do końca 1939 r. znaleziono bezpieczne schronienie dla około 10 tys. polskich uchodźców. Hrabina Andrássy często wizytowała obozy internowania dla polskich żołnierzy, dostarczała im pożywienie, odzież i pieniądze. Pomagała też w potajemnej ewakuacji do Jugosławii. W wyniku tej akcji od 1940 do 1941 r. Węgry opuściło około 45 tys. osób. W 1942 roku została przełożoną pielęgniarek Stołecznego Chirurgicznego Szpitala Ratunkowego w Budapeszcie, w 1944 roku opiekowała się osieroconymi dziećmi i sprawowała nadzór nad domami dziecka pod ochroną Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża.

Po wojnie była represjonowana przez władze komunistyczne. Pozbawiono ją majątku i wysiedlono z Budapesztu do Hortobágy, gdzie pracowała w gospodarstwie rolnym. Za rzekome szpiegostwo na rzecz państw Zachodu została w 1961 r. skazana na cztery lata pozbawienia wolności. Po wyjściu z więzienia aż do śmierci pracowała jako starsza asystentka laboratoryjna w klinice ortopedycznej w Budapeszcie.

 „Jako dwudziestokilkulatka pracowała na rzecz dziesiątek tysięcy Polaków, którzy uciekli na Węgry. Wykazała się niezwykłą odwagą, kiedy włączyła się do tajnych prac związanych z ewakuacją. Wraz z innymi Węgrami pomagała polskim uchodźcom przekraczać zieloną granicę i przedostawać się do Jugosławii, w ten sposób potajemnie wspierając polską emigrację” – dr Kristóf Erdős z węgierskiego Komitetu Pamięci Narodowego.

Dzięki uhonorowaniu Medalem Virtus et Fraternitas postać Ilony Andrássy oraz innych kobiet działających w Węgiersko-Polskim Komitecie Opieki nad Uchodźcami przywracana jest do pamięci zbiorowej w Polsce i na Węgrzech.

Musij Skakalski, Hanna Skakalska, Hanna Skakalska, Zinaida Samczuk z d. Skakalska – „wspierali nas w trudnym czasie”

Rodzina Skakalskich mieszkała w Krzemieńcu na Wołyniu. Przed wojną Musij odbył służbę w polskiej armii, następnie pracował na poczcie jako telegrafista. Jego żona, Hanna, prowadziła gospodarstwo domowe, w czym pomagała jej 13-letnia córka Zinaida oraz starsza siostra Musija, również Hanna. Po wkroczeniu Sowietów w 1939 roku rodzina Skakalskich przyjęła pod swój dach Marię Pietroniec i jej siostrę Janinę Paulus z czteroletnią córką Alicją. Skakalscy zapewnili Polkom schronienie i wyżywienie, uchronili je przed deportacją na Syberię oraz niebezpieczeństwem ze strony ukraińskich nacjonalistów. Obie rodziny znały się wcześniej – siostra Musija była nianią Alicji. W 1943 roku Musji został ostrzeżony, że jego pomoc w ukrywaniu polskich sąsiadów spotka się z wrogą reakcją członków OUN-UPA. W konsekwencji rodzina, której udzielił schronienia, musiała opuścić jego dom. Musij pomógł kobietom zorganizować ucieczkę pociągiem do Generalnego Gubernatorstwa. Potem odesłał do Polski należące do Polek rzeczy. Po wojnie rodziny utrzymywały kontakt, udało im się ponownie spotkać ze sobą w 1965 r.

„Mieszkaliśmy na górze pod lasem, a państwo Skakalscy na ulicy Szerokiej, prawie w centrum. Odwiedzaliśmy się. Przyszli Ruscy, więc spodziewaliśmy się wywózki na Sybir. A potem przyszli Niemcy. Właśnie w czasie okupacji niemieckiej zaczęły dochodzić słuchy, że Ukraińcy, rezuny mordują Polaków. Państwo Skakalscy postanowili zabrać tę [naszą] rodzinę do siebie. I wtedy zaczęła się pomoc” – notacja z uratowaną Alicją Gienc z d. Paulus, Archiwum Instytutu Pileckiego, sygn. IP/DF/SE/1464; Pojednanie przez trudną pamięć. Galicja Wschodnia, red. A. Zińczuk, Lublin–Drohobycz–Lwów–Warszawa 2014, s. 54.

Sawczukowie, krewni Skakalskich

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Pod naszym patronatem

OTWARCIE SEZONU LETNIEGO W SZYMBARSKIM...

28 kwietnia 2024 Skansen w Szymbarku Rejestracja Zapraszamy w niedziel...

ŚWIAT DZIECIĘCY W RYSUNKU I GRAFICE MA...

25 kwietnia 2024 - 23 czerwca 2024 Dwór Karwacjanów Już od czwa...

GORLICKIE ULICE – 3 MAJA

Wernisaż wystawy "Gorlickie ulice - 3 Maja" odbędzie się w piątek 26 kwietnia o...

Chłop-niewolnik? Opowieść o pańszczyźn...

28 kwietnia – 10 październik 2024 r. Muzeum Narodowe Rolnictwa i Przemysłu R...

Miecze japońskie to nie tylko broń, al...

Miecze Japońskie. Z kolekcji gen. Sławomira Petelickiego i Polskiej Sekcji Miec...