8 września w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Kielcach obędzie się wernisaż wystawy ceramiki niesamowitej, oryginalnej ormiańskiej artystki Ani Muradyan, która w swoich pracach sięga do historii, religii i sztuki Armenii, czerpiąc inspiracje z bogatej symboliki kultury ormiańskiej.
Jakie były początki twojej artystycznej drogi?
– Od samego początku, kiedy weszłam do pracowni ceramicznej w liceum, w tę atmosferę, urzekły mnie możliwości, jakie daje ta pracownia. Wybór więc był prosty: „idę w ceramikę”. Zawsze lubiłam detale, drobne elementy; składanie ich mnie relaksowało. W ceramice odnalazłam to, co robił mój dziadek, który był rzeźbiarzem i tworzył przepięknie płaskorzeźby i chaczkary, czyli ormiańskie kamienne krzyże wykonywane z tuffu, rodzaju kamienia, rozpowszechnionego w Armenii. Z kolei mój wujek, znany w Armenii artysta Samwel Muradyan, robił duże pomniki poświęcone różnym tematom. Na mnie zawsze robiło to bardzo duże wrażenie, kiedy patrzyłam, co się działo w pracowni u dziadka, który pracował na położonym na stole kamieniu, albo kiedy przychodziłam do wujka, który z kolei uwielbiał rzeźbić na zewnątrz. A później, jak poznałam glinę, zrozumiałam, że dzięki tej materii mogę zrobić wszystko: mogę rzeźbić, lepić, wycinać, składać, tak naprawdę budować. I dlatego to, co robię, jest trochę jakby poza ceramiką, bo łączę w swoich pracach architekturę, ceramikę i malarstwo.
Czy twój rodzinny kraj miał jakiś wpływ na twoją twórczość?
Wspomnienia z Armenii są magiczne. Sama Armenia jest taka kolorowa, natomiast glina, która wychodziła po wypaleniu, była smutna, szara, mleczna, nijaka. Pо 6 godzinach pracy w piwnicy liceum w Częstochowie otrzymywałam jednakowe wyniki; przerażało mnie, że nigdy nie mogłam uzyskać żadnego koloru. Kiedy skończyłam studia w Liceum i pisałam dyplom zdecydowałam, że będę działać z kolorową gliną. Wtedy zrobiłam rzeźbę „Kobiety z Karabachu”, której tematem był powrót do Armenii. Dyplom był poświęcony tradycji Armenii, symbolice ormiańskiej, a kolor był tylko akcentem. Ponieważ wiedziałam, że mogę nie uzyskać takich kolorów, jak w Armenii, na potrzeby pracy dyplomowej ściągnęłam specjalne z Ukrainy glinę czerwoną. „Kobiety z Karabachu” miały głowę z pięknymi rogami owiec, część z nich na brzuchach miała lustra, symbolizujące próżność i miłość, a druga część miała dziurki w brzuszku, jako symbol płodności.
Jak to się stało, że trafiłaś do Krakowa?
– Wszyscy myśleli, że po skończeniu liceum pojadę do Wrocławia na kierunek związany z ceramiką albo malarstwem, ale, jak to zwykle bywa, życie napisało swój scenariusz: przyjechałam po raz pierwszy do Krakowa, na sobotnie zajęcia ze sztuki, zakochałam się w tym mieście i mieszkam tu do tej pory. Powiedziałam sobie: „Boże, to jest moje miasto, ja tu muszę studiować”. Ale w Krakowie od razu pomyślałam o wnętrzach i zaczęłam studiować na ASP na wydziale architektury wnętrz. Na pierwszym roku dzięki mojemu profesorowi od rzeźby i jego pytaniu „co chciałabyś rzeźbić” zrobiłam pierwszą rzeźbę z ceramiki: to był duży owoc granatu. Tematem mojej pracy dyplomowej stała się architektura ormiańskich kościołów w Armenii, do której dołączyłam elementy architektoniczne. Zrobiłam je na płytkach ceramicznych; to było 12 tabliczek symbolizujących 12 apostołów jako odniesienie do Armenii, która była pierwszym państwem chrześcijańskim. Moja praca była dedykowana architekturze głównego kościoła, który znajdował się w średniowiecznej stolicy Armenii – Ani, nazywanej miastem czterdziestu bram lub miastem 1001 kościołów. W jego obrębie mieszkało 12 biskupów, 40 mnichów i 500 księży.
Czym są dla ciebie muzea?
Drugim domem. Byłam w różnych muzeach na całym świecie. W trakcie studiów w Wiedniu często chodziłam do MAK (Muzeum Sztuki Stosowanej w Wiedniu), jak również do Kunsthistorisches Muzeum Wien z jabłuszkiem zamiast śniadania; spędzałam tam czas na wszystkich piętrach. Tak naprawdę Wiedeń odkrywałam „na nogach”. Jak człowiek jest otwarty, to wszystko może stać inspiracją, pewne rzeczy są tylko pomocą. Artyści, którzy tworzyli np. w epoce renesansu, znali już wszystko; naszym zadaniem jest tylko wyciągnąć to co dobre i stworzyć jeszcze coś lepszego. Tworzyć, a nie psuć. W Wiedniu, w muzeum MAK prezentowano prace studentów. W tej przestrzeni artystycznej wyglądały one zupełnie inaczej, niż poza murami muzeum. Zderzenie z taką przestrzenią artystyczną wiele może nauczyć. Niestety, takiego podejścia jeszcze nie ma w Polsce, a jest tu bardzo wielu zdolnych młodych ludzi. Wystawa Malczewskiego w MNK była bardzo fajna, ale można by było np. zestawić Malczewskiego z nowoczesnością, próbować złamać stereotypy.
Masz na koncie sporo wystaw…
Dla mnie robienie wystawy to wielka przyjemność, uwielbiam spotkania z ludźmi. Przed pandemią miałam wystawy corocznie np. w fabryce szkła w Krakowie robiliśmy przepiękną wystawę łączącą ceramikę ze szkłem. Lubię łączyć, nie boję się wyzwań. Można zrobić połączenia z metalem, z drewnem… Ceramika jest takim materiałem, że można połączyć ją niemal ze wszystkim, np. skórą, biżuterią, próbowałam też bawić się ze srebrem. Pozwala tworzyć rzeczy, których jeszcze nie było.
Prowadzisz warsztaty artystyczne dla różnych grup; myślisz, że w każdym z nas drzemie dusza artysty?
Uważam, że dobry nauczyciel z każdego potrafi ją wydobyć. Chęć do prowadzenia warsztatów pojawiła się u mnie po tym, jak urodziłam syna i potrzebowałam kontaktu z ludźmi. Na początku sama jeździłam do szkół publicznych, szkół muzycznych, robiliśmy plenery, gdzie ceramika była zajęciem dodatkowym. Wiem, że te zajęcia dają uczestnikom wiele radości: zarówno seniorzy, jak i dzieciaki czekają co tydzień, kiedy będzie środa, „bo pani Ani przyjeżdża”. Nazwali mnie „magiczną panią Ani, która czaruje kolorami”. To daje ceramika.
Na co dzień pracujesz w Krakowie?
Mam tu od 10 lat pracownię, a w niej piec, który jest jej duchem. Piec oraz moje dziecko pojawiły się w moim życiu w tym samym roku. I można powiedzieć, że wszystkie moje marzenia spełniły się w tym samym czasie. „Weszłam” w całości w ceramikę, odrzuciłam na jej rzecz architekturę wnętrz. Spodobało mi się to, że mogę zaprojektować we wnętrzach to, co od początku i do końca byłoby moim projektem ceramicznym, np. z płytki ceramicznej zrobiłam ścianę 3D, umywalkę, gałki do łazienki i wszystkie inne detale architektoniczne.
Ani Muradyan urodzila się w 1979 roku w Armenii. W latach 1996 – 2001 uczyła się w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznym im. J. Malczewskiego w Częstochowie, kierunek: ceramika artystyczna. Otrzymała dyplom z wyróżnieniem. Później studiowała w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, wydział: architektura wnętrz, pracownia prof. A Głowackiego. Otrzymała dyplom z wyróżnieniem. W 2005 roku odbyła 6-miesięczne stypendium w Wiedniu (Universitat fur Angewanote Kunst – Designe) w ramach programu Socrates – Erasmus, a w latach 2003- 2004 otrzymywała Stypendium Artystyczne Prezydenta Miasta Częstochowy.
Wystawę „Granatowe marzenia” będzie można oglądać w Kielcach do 14 października. Zapraszamy w imieniu organizatorów.