piątek, 22 listopada, 2024

Teksty na wystawie: przezroczyste, ale niezbędne

Czym charakteryzuje się dobry tekst wystawienniczy? Na co zwrócić uwagę tworząc go, a czego lepiej unikać? Jak sprawić, by tekst prowadził zwiedzającego przez ekspozycję, a przy tym nie przesłaniał tego, co na niej najważniejsze, czyli eksponatów? O tworzeniu tekstów wystawienniczych opowiada Michał Wysocki – doradca ds. spraw programowych w nowych i modernizowanych muzeach.

Kiedy przychodzi pan na wystawę, czyta Pan wszystkie teksty, które się na niej znajdują?

Ciekawe, że zaczyna Pani od pytania, które zawsze sam zadaję, ilekroć zaczynam szkolenie o tekstach lub zaczynam pracować z kuratorami. Według moich doświadczeń twórcy tekstów dzielą się na dwie grupy: tych, którzy deklarują, że czytają mało, i tych, którzy czytają absolutnie wszystko. Ja czytam niewiele i tylko w tych miejscach, gdzie dany temat mnie szczególnie zainteresował. Gdy popatrzymy na zwiedzających, którzy poruszają się po przestrzeniach ekspozycyjnych, bardzo często widzimy, że poszukują oni innych elementów, raczej nie tekstów.

Czyli teksty nie są na wystawie czymś tak niezbędnym, jak mogłoby się wydawać?

Teksty są niezbędne, tak samo jak niezbędne są napisy tłumaczeń w zagranicznych filmach w kinie. Powinny one jednak odgrywać bardzo dyskretną rolę. Subtelnie dopowiadać treści do „ekosystemu” mediów, na który składają się wizerunki ikonograficzne, eksponaty, rozwiązania scenograficzne i inne dodatkowe elementy, aby tym łatwiej było nam zrozumieć wystawę.

Czym powinien się cechować dobry tekst wystawienniczy?

Zapoznawanie ekspozycji jest o tyle wyjątkowe, że odbiorcy mają absolutną wolność w tym, w jaki sposób będą zwiedzać. Nie muszą poruszać się liniowo, od początku, przez środek, do końca. Mogą sami wybrać ścieżkę zwiedzania, coś pominąć, więcej czasu poświęcić na eksplorację jednego, wybranego przez siebie tematu. Ta wolność jest kluczowa. Musimy ją uszanować, powinna być naszą podstawową wytyczną przy tworzeniu tekstu. Nie możemy zwiedzającego długo zatrzymywać w jednym miejscu, ani zakładać, że będzie zwiedzał wystawę w liniowy sposób, tak jakby oglądał film czy sztukę teatralną. Powinniśmy być gotowi na to, że zwiedzający przeskoczy z jednego miejsca w inne, pomijając tematy, które go nie zainteresowały… Wracając do metafory tłumaczeń w kinie, zauważmy, że choć zwiedzający mogą dowolnie przemieszczać się pomiędzy scenami, to w każdej z nich teksty są tylko czymś dodatkowym – nigdy nie konkurują o uwagę z tym, co dyskretnie opisują. W kinie mamy skoncentrować się na akcji i grze aktorskiej, a w muzeach na eksponatach i wizerunkach oraz przestrzeni, w której je zaprezentowano. Z tego wynikają bardzo istotne dla tekstów ekspozycyjnych założenia. Po pierwsze: teksty powinny być precyzyjne, komunikatywne i zwięzłe. Nie może być tak, że napisy w kinie zasłonią nam cały kadr. Zwykle mieszczą się one przecież w jednej, dwóch, góra trzech liniach. Po drugie: powinny angażować minimum energii poznawczej, nie konkurując o uwagę z tym, co opisują. Napisy mamy przeczytać niejako kątem oka, nawet nie wiedząc, że czytamy. Powinny one być intuicyjne, „przezroczyste”. Po trzecie, co szczególnie ważne w przypadku wystaw historycznych, tzw. narracyjnych, teksty powinny informować „na czas”. To nie jest niemy film, w którym najpierw mamy planszę z tekstem, a potem akcję – tu informacje pojawiają się na czas, przy okazji eksponatów, wizerunków, bo to one, a nie teksty, prowadzą opowieść, są jej podstawą.

Prowadzą historię, ale – nawiązując do tego, co powiedział Pan wcześniej – zwiedzający chodzi, jak chce, więc nie mogą chyba wynikać jeden z drugiego?

Praca nad tekstami ekspozycyjnymi jest o tyle specyficzna, że zasadnicza struktura opowieści wynika z eksponatów. Jest taka zasada, o której często mówi się w dziennikarstwie: „no photo, no story”. U nas brzmi ona: bez eksponatu nie ma opowieści. Tekst nie zastąpi eksponatu, on go tylko dopowiada.

Kto zajmuje się tworzeniem tekstów wystawienniczych? Muzealnicy? A może profesjonalni „tekściarze”?

Teksty są i powinny być przygotowywane przez muzealników, kuratorów wystaw. To oni najlepiej wiedzą, jakie informacje zwiedzający może pozyskać bezpośrednio z obiektu, prezentowanych wizerunków ikonograficznych i rozwiązań scenograficznych, a co trzeba dopowiedzieć.

Co, w Pana ocenie, jest najtrudniejszą rzeczą w procesie tworzenia tekstu wystawienniczego?

Sukces tekstów ekspozycyjnych przesądzony jest na bardzo długo przed tym, zanim zaczniemy je pisać. Najważniejszy jest moment, w którym pojawia się projekt wystawy i decydujemy, w których miejscach w ogóle powinny pojawić się teksty; w których są one potrzebne, aby dopowiedzieć zwiedzającemu informacje ważne dla przesłania wystawy, a jednocześnie uszanować zasadę jego wolności. To właśnie ten moment, który zwykle następuje na długo przed samym pisaniem tekstu, decyduje o sukcesie. W przestrzeniach ekspozycyjnych rzadko zdarza się tak, że po wyjściu ktoś mówi: ale się naczytałem, było świetnie! Wystawy się ogląda, po przestrzeniach się chodzi, stąd teksty powinny z jednej strony być możliwie zwięzłe, a z drugiej operować pewną strukturą i skalą, gdzie mamy teksty więcej niż jednego rodzaju, gdzie od czasu do czasu ktoś nam podpowiada, że coś jest szczególnie ważne i warto temu poświęcić więcej uwagi. Tekstów powinno być jak najmniej i warto zarezerwować oddzielną fazę pracy na analizę ich liczby. Refleksja na ten temat powinna być prowadzona nie tylko przez kuratora, ale też we współpracy z projektantem. Razem wyznaczamy miejsca, w których teksty pojawić się powinny oraz te, w których ich nie chcemy. Często się mówi, że to limit znaków jest kluczowym rozwiązaniem, a tak naprawdę istotniejsza jest liczba tekstów i ich struktura, rodzaje.

Wyobraża Pan sobie wystawę bez tekstów? Albo z jednym, dużym, typowo informacyjnym na początku?

Byłoby bardzo fajnie, ale nie funkcjonujemy w świecie idealnym i zawsze jest coś, czego nam brakuje, jeśli chodzi o eksponaty, wizerunki. Często obiekty jedynie pośrednio odnoszą się do tematu, który poruszamy lub reprezentują ogólne zjawiska i procesy. Wtedy tekst okazuje się – może nawet niechcianą, ale – koniecznością. Jak już jednak mówiliśmy, teksty ekspozycyjne tylko towarzyszą innym, ważniejszym mediom, za pomocą których prezentujemy opowieść w przestrzeni wystawy. Jeżeli nie mamy czy to wizerunku ikonograficznego, czy eksponatu, to tekstem tego nie zastąpimy.

I co wtedy? Lepiej zrezygnować z eksponatu?

To jest na pewno dylemat. Zawsze warto dążyć do sytuacji, w której mamy eksponat, kopię lub wizerunek, za pomocą którego prezentujemy temat.

Napisał Pan pewnie mnóstwo tekstów wystawienniczych. Jakie obiekty najtrudniej opisać?

Ja sam tekstów ekspozycyjnych dla muzeów, dla których pracuję, nigdy nie piszę. Piszą kuratorzy i to oni są mistrzami opowieści. Ja jestem z jednej strony redaktorem, a z drugiej – pierwszym zwiedzającym. Zwracam uwagę, co można pominąć, co wymaga dopowiedzenia, a które komunikaty warto przeformułować tak, aby były bardziej zrozumiałe. Tekstów ekspozycyjnych nie piszemy do abstrakcyjnego odbiorcy, a bardzo konkretnego: takiego, którego wskazaliśmy w dokumentacji scenariuszowej. Z reguły okazuje się, że w toku opracowania tekstów potrzebny jest ktoś, kto będzie pewnego rodzaju „adwokatem” zwiedzających. Kto upomni się nie tylko o zwięzłość, ale i o to, by teksty były napisane w sposób możliwie najbardziej zrozumiały. Teksty ekspozycyjne nigdy nie powstają w całości ani od razu. Po drodze pojawiają się kolejne etapy rewizji, a najlepiej by było, gdyby istniała możliwość ich zaprezentowania również odbiorcom, którzy niejako je przetestują – sprawdzą czy są one zrozumiałe i czy wzbudzają zainteresowanie.

Na co więc powinni zwrócić uwagę twórcy tekstów, a czego unikać?

Przede wszystkim powinni myśleć o faktycznym odbiorcy, który został opisany w dokumentacji scenariuszowej albo wynika z profilu działania muzeum. Tworząc kolejną wystawę warto pójść na tę poprzednią, zobaczyć jak zwiedzający poruszają się w przestrzeni ekspozycji, czy faktycznie czytają teksty, a jeśli tak, to które i zastanowić się nad tym, dlaczego. Czasem zdarza się i tak, że mamy tendencję do przypisywania zwiedzającym cech boskich, tzn. że będą oni w stanie zrozumieć bardzo wiele trudnych pojęć, przeczytać długie teksty o profilu faktograficznym i sami wyciągnąć z nich wnioski. Myśląc o odbiorcy, powinniśmy myśleć o sytuacji, w jakiej się on znajduje. Współcześnie wszyscy mamy dostęp do – często pogłębionej – wiedzy, i to już w telefonie komórkowym, który nosimy przy sobie. Teksty ekspozycyjne powinny więc przede wszystkim wyjaśniać procesy, tłumaczyć współzależności, a w mniejszym stopniu być nastawione na przekazywanie wiedzy. Gdy pracuję z zespołami muzealnymi, opracowywanie każdego komunikatu zaczynamy od próby odpowiedzi na pytanie: „po zapoznaniu się z tekstem zwiedzający rozumie, że…” I tu staramy się zapisać myśl przewodnią. Mamy dziś wiele rozmaitych rozwiązań, gdzie wiedza jest na wyciągnięcie ręki. Takie instytucje jak muzea przede wszystkim powinny koncentrować się na objaśnianiu świata, stąd tak ważne jest wyłuskanie tego, co dotyczy rozumienia.

A dodatkowo tekst musi być bardzo skoncentrowany, bo na elaboraty nie ma miejsca, a jeśli zastosujemy małą czcionkę, do wielu osób w ogóle nie dotrze…

Dotykamy tu bardzo ważnej kwestii, na którą zawsze powinniśmy zwracać uwagę tworząc teksty ekspozycyjne, czyli elementarnej ergonomii. Gdy pracujemy nad tekstami ekspozycyjnymi w jakiejś przestrzeni, to miejsca na tekst mamy dużo mniej, niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Teksty powinny mieścić się w pewnym „pasie widzialności”, strefie komfortu zwiedzających, która obejmuje nie tylko najwyższe osoby, ale dopasowana jest do ogółu populacji oraz, co bardzo ważne, obejmuje osoby z niepełnosprawnościami. Niestety, zdarza się tak, że w ferworze walki o to, by powiedzieć jak najwięcej, wychodzimy poza przestrzeń komfortu i umieszczamy teksty na wysokościach, które są niekomfortowe lub w ogóle poza zasięgiem przeciętnej dorosłej osoby, o osobach z niepełnosprawnościami nawet nie wspominając. Wszyscy chcemy muzeów dostępnych, mówimy o dostępności w świecie wirtualnym, zadbajmy więc także o tę podstawową dostępność – dostępność sal ekspozycyjnych dla różnych zwiedzających, których oczekujemy i których zapraszamy.

Czy muzealnicy lubią pisać teksty wystawiennicze? A może tworząc wystawę wolą skupić się na przykład na gromadzeniu eksponatów?

Muzealnicy zawsze powiedzą, że najważniejsze są eksponaty. I dobrze, bo tego oczekujemy w muzeach jako zwiedzający. W przypadku tekstów ekspozycyjnych i pracy nad nimi ważne jest, by pamiętać o tym, że eksponaty w przestrzeni wystawy już mamy. To nie jest tak, że nad tekstami pracujemy jako nad czymś oddzielnym, jakbyśmy osobno dobierali wizerunki, eksponaty, a potem pisali teksty. O wystawie powinniśmy myśleć jak o pewnym „ekosystemie”. Z tego wynika bardzo ważny wniosek, by nie powielać w tekstach informacji, które są dostępne dla zwiedzającego w inny sposób w przestrzeni wystawy. Często to właśnie pokusa „nadpisania” eksponatu czy wizerunku, wyjaśnienia dodatkowo w tekście tego, co już zaprezentowaliśmy, decyduje o tym, że tekstów na wystawach jest zbyt wiele. Jako twórcy wystaw powinniśmy bardziej ufać projektowi i pamiętać o tym, że pewne rzeczy już zakomunikowaliśmy za pomocą innych mediów. Teksty, jeżeli mają spełnić swoją rolę i zainteresować zwiedzających, powinny coś dopowiedzieć, zwrócić uwagę na to, co nie wynika bezpośrednio z fizycznych aspektów wystawy. Dlatego tak ważne jest, aby zaplanować co i za pomocą jakiego rodzaju mediów chcemy zwiedzającemu zakomunikować. Tak, aby nie okazało się, że powtarzamy to samo za pomocą eksponatu, wizerunku i tekstu. Pracując nad wystawą nie pracujemy tekstem, lecz przestrzenią. Powinniśmy wyobrazić sobie nasz tekst na ekspozycji, „wejść w buty” zwiedzającego i zobaczyć, co dopowiedzieć musimy, a co tak naprawdę już zostało powiedziane. Nie uda nam się za pomocą tekstu powiedzieć tego, co nie wynika z projektu, przestrzeni, wizerunków i obiektów, bo najważniejsze jest to, co wizualne.

Moje ostatnie pytanie dotyczy dobrych wzorców. Czy trafił Pan kiedyś na wystawę, na której to teksty zrobiły na Panu wyjątkowo dobre wrażenie?

Ciekawym rozwiązaniem jest na przykład Muzeum Mercedesa w Stuttgarcie, gdzie kuratorzy na pewno wykonali ogromną pracę, z jednej strony syntetyzując, a z drugiej rozdzielając te informacje, które są kluczowe, od tych, które oferowane są tylko i wyłącznie bardzo dociekliwym i zaangażowanym zwiedzającym. Jestem pewien, że w tym muzeum teksty ekspozycyjne powstawały równolegle z tekstami do audioprzewodników, a treści od początku były planowane pod kątem różnych mediów. Wracając do wzorców, w naszej branży bardzo trudno jest znaleźć jedno, idealne muzeum. W przypadku tekstów, ale też innych rozwiązań ekspozycyjnych, wszystko zależy od tematu danej wystawy i od efektu, który chcą osiągnąć kuratorzy. To, co sprawdziło się w jednym muzeum, może nie sprawdzić się w innym. O tyle też poszukiwanie jednego najlepszego wzorca warto zastąpić nawykiem porównywania stosowanych przez siebie rozwiązań z innymi i zwyczajem analizowania metod stosowanych w innych muzeach. Za każdym razem musimy dobrać system rozwiązań, który będzie odpowiadał naszym potrzebom.

Dziękuję za rozmowę.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Pod naszym patronatem

Muzeum Małopolski Zachodniej w Wygiełz...

VIII Forum Regionalne Między Małopolską a Górnym Śląskiem pt. „Po nitce do kłęb...

Barwy holi

W starożytnej Mithili – krainie położonej u podnóży Himalajów, poprzecinanej rz...

Pierwsze z cyklu spotkań – prele...

To wydarzenie w Międzyzdrojach otwiera serię spotkań-prelekcji poświęconych szt...

Dwie dusze twórcy ludowego

Otwarcie wystawy: 4 listopada 2024 (wernisaż) wystawa dostępna dla zwiedzającyc...

Ogień. Opowieść o Janis Joplin

Powieść ukazuje burzliwe życie Janis Joplin. W tej wciągającej historii na...