piątek, 22 listopada, 2024

Ściany, które mówią

Czy tworzenie murali może mieć coś wspólnego z muzealnictwem? Jak za ich pomocą można chronić dziedzictwo – także to niematerialne? Z autorem projektu Cichy Memoriał Arkadiuszem Andrejkowem rozmawia Ada Buniewicz.

Jest pan autorem projektu Cichy Memoriał. Jak to się zaczęło?

Przez wiele lat byłem klasycznym grafficiarzem. Z czasem powoli odchodziłem od tej formy – pojawiły się fotografie, choć wtedy głównie moje, rodzinne. W 2017 roku zacząłem szukać w mojej okolicy podłoży pod murale. Zależało mi, by miały strukturę, którą można w nie wkomponować. Okazało się, że małymi środkami można stworzyć portret, który będzie wpisany w krajobraz i nie będzie w niego ingerował, a wręcz przeciwnie: będzie jego częścią. Na początku te podłoża to były głównie przybrudzone ściany, ale z biegiem czasu „przeniosłem” się na ściany stodół, których u nas jest bardzo dużo. Zaczęły do mnie przemawiać.

Skąd ta nazwa, Cichy Memoriał?

„Memoriał”, bo projekt upamiętnia dawnych mieszkańców wsi, ludzi, którzy kompletnie nie są znani szerszemu gronu, a jedynie w swoich lokalnych społecznościach. A „cichy”, bo te murale powstają w zaciszu wiosek. Odszedłem od typowych miejsc; murale powstają zazwyczaj w centrach dużych miast, w miejscach, które są widoczne dla turystów i mieszkańców. Ja odbiłem w stronę wiejską, do miejsc, które widzą na co dzień tylko gospodarze. „Cichy” również dlatego, że ta forma upamiętnienia odbywa się bez większego hałasu, przecinania wstęgi, wernisaży. Jestem tylko ja i ta osoba, która mnie zaprosiła; czasem przyjdzie jeszcze rodzina czy sąsiedzi. Rozgłos przychodzi później, bo ten projekt stał się już atrakcją turystyczną. Stworzyłem mapkę internetową (jest też mapa drukowana wydana przez Compass), na której umieszczone są wszystkie murale, które powstały w ramach projektu. Ludzie, którzy poprosili mnie o namalowanie murali pewnie nie spodziewali się, że w sezonie turystycznym co chwila ktoś im będzie zaglądał przez płot i chciał z nimi rozmawiać. Powstają pewnego rodzaju żyjące wystawy, których, co ważne, lockdown nie dotyczy. Cały czas są otwarte.

Jak dużo murali już powstało?

Myślę, że zbliżam się do setki.

To można już zrobić wycieczkę „szlakiem”…

Tak, i na pewno nie wystarczy na nią jeden dzień.

Czy właściciele stodół czy budynków sami się do pana zgłaszają, czy raczej to pan wyszukuje ciekawe obiekty?

Na początku podpytywałem znajomych, czy ktoś nie ma jakiejś stodoły i czy mógłby mi udostępnić ją na malowanie, a teraz ludzie sami się ze mną kontaktują.

Co nimi powoduje? Chęć upamiętnienia przodków?

Myślę, że głównie tak, ale czasem chcą też trochę uatrakcyjnić swoje stodoły. Te stare, zniszczone budynki dostają nowe życie i stają się atrakcją turystyczną. Przede wszystkim jest to jednak forma dziękczynienia dla przodków, którzy te budynki budowali, kupowali, a teraz kolejne pokolenie może w nich mieszkać.

Czy zawsze są to członkowie ich rodzin?

Założenie projektu było takie, że na budynkach będę malował dawnych mieszkańców danej wsi. Z biegiem czasu jednak projekt nieco się zawęził i teraz maluję przede wszystkim członków rodzin właścicieli budynków. W naszym regionie często jest tak, że ludzie kupili od kogoś dany obiekt. Mamy dużo ludności napływowej i ludzie nie mają tu swoich przodków, więc czasem maluję ich dziadków, którzy de facto tutaj nigdy nie byli.

Używamy określenia „mural”, chociaż tak naprawdę nie na murach pan teraz tworzy. Czy jest różnica między malowaniem na murze i drewnie?

Używam tych samych materiałów i technologia jest bardzo podobna. Mimo, że na pierwszy rzut oka wydaje się to trudniejsze, to mnie na deskach maluje się znacznie szybciej. Gdy patrzę na ścianę, to widzę już obraz, który zaczął się tu malować dawno temu, a ja umieszczając na nim postacie tylko go dopieszczam. Kwestię tła mamy już załatwioną. Deski są szlachetne, dużo się na nich dzieje, więc zostawiam je takimi, jakie są. Postacie staram się malować trochę transparentnie, aby przebijały się te wszystkie sęki, przebarwienia, struktura desek. Wolę malować na takim podłożu, niż zaczynać od przysłowiowej białej kartki. Ktoś za mnie zrobił już część pracy.

Wpasowuje się pan w to, co zrobiły wcześniej natura i czas?

Tak, w pewien sposób je wykorzystuję.

Rozumiem, że stonowane kolory pana murali to też nie przypadek?

Tak, to głównie szarości, brązy, ciemna zieleń, czerń… Bieli staram się nie używać, czasem tylko muszę trochę rozjaśnić nią stare deski. Mural musi wyglądać tak, jakby był na budynku od zawsze.

Jak długo trwa stworzenie muralu?

Zdecydowaną większość prac robię w jeden dzień.

Niektóre powstają na bardzo wysokich budynkach, czy korzysta pan z rusztowań, drabiny?

Jeśli chodzi o malowanie na stodołach, to korzystam z rusztowań warszawskich, czasem z podnośników. Nie mam swojego rusztowania, ale na wioskach fajnie daje się to zorganizować, bez pisania podań i oficjalnych wypożyczeń. Jak nie ma go gospodarz, to ma sąsiad i pożyczy. A sołtys przyjedzie i rozstawi, więc przychodzę na gotowe „stanowisko pracy”.

Czy gospodarze podglądają pana przy pracy?

Tak, ale bardzo delikatnie. Zawsze też pytają, czy mogą. Najczęściej mają swoje obowiązki, więc tylko zaglądają do mnie od czasu do czasu. No i widząc, że mają do czynienia z artystą pytają, czy na obiad może być mięso, bo może jestem weganinem albo alergikiem…

Próbują ingerować w pana pracę? Coś poprawiać, zmieniać?

Rzadko. Czasem coś zasugerują, ale to naprawdę drobne uwagi. Prace, które wykonuję dla mieszkańców w moich okolicach, robię za darmo, w zamian za swojskie produkty. Dzięki temu to ja „rządzę”, jeśli chodzi o wygląd murali.

A jak reagują na gotowe murale?

Najczęściej są wzruszeni, dziękują i zapraszają, by przyjechać znowu. Często chcą się przytulić, nawet w tych trudnych czasach… Zastrzegają też, że nigdy nie rozbiorą tej stodoły i nie wymienią w niej desek.

No właśnie, tworzy pan na bardzo starych budynkach; nie boi się pan, że to sztuka bardzo ulotna? Że pańskich murali nie uda się zachować dla kolejnych pokoleń?

Zdaję sobie z tego sprawę. Nawet gdyby murale powstawały na nowych, dobrze przygotowanych ścianach, to jednak maluję na zewnątrz i moje prace są narażone na warunki atmosferyczne. O dziwo, bardzo dobrze się trzymają, a ja z każdym rokiem staram się poprawiać technologię. Przygotowuję też album z fotografiami moich prac, więc zachowam je w takiej, drukowanej formie.

Czy któraś z historii osób, które pan malował, szczególnie zapadła panu w pamięć?

Dla mnie one wszystkie mają ciekawą historię. Maluję zwykłych ludzi i interesują mnie historie wzięte z życia, a nie jakieś specjalne wydarzenia.

Maluje pan czasem osoby jeszcze żyjące?

Właśnie niedawno tak się zdarzyło. Pewne małżeństwo kupiło dom z działką i stodołą w okolicy Sanoka. Okazało się, że dom jest do zburzenia, bo nie nadaje się do zamieszkania. Pozostała stodoła, na której miał powstać mural z wizerunkiem ojca gospodarza, Anglika. Po jakimś czasie dostałem od właścicieli długi mail, w którym napisali, że bardzo dużo zawdzięczają swoim rodzicom, zarówno z jednej, jak i drugiej strony. Uznali, że malując tylko jednego ojca, skrzywdziliby drugą stronę. Do jednych rodziców mają 1000 km, do drugich – 1500 i byliby bardzo wdzięczni, gdybym namalował obie pary rodziców z ich zdjęć ślubnych. Jedno z tych małżeństw mieszka w Anglii, drugie w Łebie, a za sprawą murali przenieśli się pod Sanok.

Nazwałby pan siebie muzealnikiem? Pan przecież też chroni dziedzictwo…

Dobre pytanie… W pewien sposób rzeczywiście tak, i to na dwa sposoby. Po pierwsze: mogę swoimi pracami pomóc zachować starą, drewnianą, wiejską architekturę. Z drugiej strony – utrwalam historie tych ludzi i stare, rodzinne fotografie. Nie wiem, na czym dokładnie polega praca muzealnika, ale chyba mogę od dzisiaj wpisać to w portfolio…

Zapraszamy na:

www.andrejkow.pl

https://www.facebook.com/andrejkowarkadiusz/

Arkadiusz Andrejkow urodził się w 1985 roku w Sanoku. Jest absolwentem Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego, gdzie w 2010 uzyskał dyplom w pracowni malarstwa Marka Pokrywki. Obecnie mieszka i tworzy w rodzinnym mieście. Ma na swoim koncie wiele wystaw indywidualnych i zbiorowych. Od 2017 roku realizuje projekt „Cichy Memoriał”, w ramach którego na starych, drewnianych stodołach tworzy murale inspirowane starymi fotografiami mieszkańców danej miejscowości. Najczęściej bohaterami prac są nieżyjący już członkowie rodzin obecnych właścicieli.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Pod naszym patronatem

Muzeum Małopolski Zachodniej w Wygiełz...

VIII Forum Regionalne Między Małopolską a Górnym Śląskiem pt. „Po nitce do kłęb...

Barwy holi

W starożytnej Mithili – krainie położonej u podnóży Himalajów, poprzecinanej rz...

Pierwsze z cyklu spotkań – prele...

To wydarzenie w Międzyzdrojach otwiera serię spotkań-prelekcji poświęconych szt...

Dwie dusze twórcy ludowego

Otwarcie wystawy: 4 listopada 2024 (wernisaż) wystawa dostępna dla zwiedzającyc...

Ogień. Opowieść o Janis Joplin

Powieść ukazuje burzliwe życie Janis Joplin. W tej wciągającej historii na...