„Opowiadania stamtąd” to tytuł najnowszej publikacji Muzeum Auschwitz, której autorem jest Roman Trojanowski, jeden z 728 więźniów pierwszego transportu Polaków do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz deportowanych z Tarnowa 14 czerwca 1940 r.
Roman Trojanowski podczas rejestracji otrzymał numer 44. Tak w swojej relacji wspominał przemówienie, którym więźniów przyjęli w obozie esesmani: „Jesteście w obozie koncentracyjnym, gdzie waszym obowiązkiem jest przestrzegać pilnie wszystkich rozkazów wydawanych i bezwzględne posłuszeństwo. Jest obowiązek pracy. Ta praca służy do tego, aby was nauczyć porządku i bezwzględnego rygoru. Nie ma tutaj chorych, są tutaj albo żywi, albo umarli. Żadne reklamacje, żadne zażalenia nie będą przyjmowane”.
Został aresztowany przez gestapo wraz z Wiesławem Kielarem, autorem słynnego „Anus mundi”. W obozie zatrudniony był najpierw w komandach pracujących pod gołym niebem i wykonujących bardzo ciężką pracę: w Abbruchkommando, zajmującym się rozbiórką domów wysiedlonych mieszkańców Oświęcimia i okolic, oraz w Industriehof, czyli magazynach materiałów budowlanych. Praca w tych miejscach była nie tylko wyczerpująca, ale i niebezpieczna, bo więźniowie często ulegali wypadkom.
Po pewnym czasie, będąc już doświadczonym więźniem z długim „stażem”, a w związku z tym orientującym się w układach panujących w obozie, udało mu się dostać pracę w domach esesmanów, którzy mieszkali z rodzinami na terenie przyobozowym. Miał tam rzadką okazję obserwować ukradkiem codzienne życie katów z Auschwitz.
Swoje wspomnienia z gehenny obozowej Autor ujął w formę jedenastu opowiadań.
– Jesteśmy bardzo wdzięczni Małgorzacie Trojanowskiej, córce Autora, za powierzenie nam tych tekstów. Roman Trojanowski był bystrym obserwatorem i jego wspomnienia pełne są ciekawych opisów i spostrzeżeń. Finezji dodaje opowiadaniom inteligentna ironia – oczywiście często jest to śmiech przez łzy – dzięki czemu ta niełatwa lektura nie nuży – powiedziała Jadwiga Pinderska-Lech, szefowa muzealnego Wydawnictwa.
Autorowi przyszło uczestniczyć w najdłuższym, bo trwającym aż prawie 20 godzin, apelu w historii obozu Auschwitz. Zetknął się z postrachem obozowym Gerhardem Palitzschem, osławionym sadystą, który miał na sumieniu śmierć setek więźniów. Pracował w wielu miejscach tak w obozie, jak i poza nim, więc miał okazję do poczynienia wielu spostrzeżeń dotyczących zachowania więźniów, ale również esesmanów.
Roman Trojanowski został zwolniony z Auschwitz 1 kwietnia 1942 r.
– Nigdy się nie dowiedział, dzięki komu został z obozu zwolniony. Był to dla niego tak nieoczekiwany obrót zdarzeń, że informację o zwolnieniu potraktował jako okrutny primaaprilisowy dowcip. Podejrzewał jedynie, iż mogła się wstawić za nim żona esesmana, w której domu pracował – powiedziała Jadwiga Pinderska-Lech.
Po zwolnieniu z obozu był zatrudniony między innymi w obozie pracy przymusowej Baudienst numer 105 w Stalowej Woli. Po wojnie pracował jako radca prawny. Zmarł w 2010 r.
Tak jak w przypadku wielu innych osób, również życie Romana Trojanowskiego na zawsze zostało naznaczone przeszłością. Wprawdzie – jak twierdzi rodzina – niechętnie i nieczęsto opowiadał o swoich przeżyciach, jednak utrzymywał kontakt z kolegami z obozu i uczestniczył co roku w obchodach upamiętniających deportację do Auschwitz pierwszego transportu. Najbardziej dobitnym jednak świadectwem jego zmagania się z traumą obozową są „Opowiadania stamtąd”.
Książka dostępna w księgarni internetowej Muzeum oraz w księgarniach na terenie Miejsca Pamięci.