Czym jest wolontariat, wiedzą już nawet małe szkraby, dumnie dzierżąc do przedszkoli wielkie worki z karmą dla schroniskowych psiaków. Na przestrzeni lat pojęcie to ewoluowało wielokrotnie i dziś wolontariusze działający na rzecz dziedzictwa są prawie normą. Prawie, bowiem jeszcze nie wszystkie instytucje oswoiły się z tą formą pracy – zauważa się jednak rosnące zainteresowanie. W Międzynarodowy Dzień Muzeów i Muzealników pozwolę sobie na krótkie rozważanie o wolontariacie – aktywności, w której chodzi „o coś więcej”.
Wolontariusz – darmowa siła robocza?
… owszem, to brzmi dosadnie, jednak niejednokrotnie właśnie z taką definicją miałam do czynienia.
Co ciekawe, tak sformułowany wniosek snuły osoby, które o wolontariacie słyszały „gdzieśtam, skądśtam”, nie działając w nim bezpośrednio.
Nie da się ukryć, że koszt wolontariusza w porównaniu do pracownika, niekoniecznie etatowego, jest znacznie mniejszy, niekiedy zerowy. Instytucje decydujące się na zasilenie swoich szeregów wolontariuszami na pewno kierują się i tą ekonomiczną stroną. Jednakże, taka „darmowość”, nie istnieje w kwestii merytoryki – dobre przygotowanie i fachowe przeszkolenie wolontariusza to elementy wymagające zaangażowania, chęci dzielenia się wiedzą i doskonalenia umiejętności nawiązywania relacji interpesonalnych. Taka osoba staje się wizytówką miejsca, reprezentantem instytucji i nierzadko jest pierwszą osobą, z którą interesant czy uczestnik wydarzenia nawiązuje interakcję. Instytucja ta winna zapewnić warunki sprzyjające rozwojowi w taki sposób, by zarówno jej założenia, jak i oczekiwania wolontariusza tworzyły spójną całość. Bywa to trudne, ale nie niemożliwe.
Jak to działa?
Form pracy wolontarystycznej jest więcej, niż dużo – od obsługi zwiedzających i opiekę nad goścmi podczas wernisaży, przez zaplecze badawczo-archiwistyczne, prace porządkowe, kolportaż zaproszeń i plakatów, aż po realizację autorskich pomysłów (konserwatorzy, spokojnie – nie bezpośrednio na tkance zabytkowej:)). To tylko utwierdza w przekonaniu, że wolontariusz ma szansę zyskać wiedzę z rozmaitych dziedzin i rozwijać ją pod okiem ekspertów. W zależności od struktury organizacyjnej, może okazać się, że będziemy odpowiedzialni za jedno, konkretne zadanie lub… absolutnie wszystko „co się nawinie”. W skrócie – zarządzanie czasem
i kontrolowany chaos to nasi nowi przyjaciele, którzy będą z nami już na zawsze.
Warto jednak zachować pewną powściągliwość – zapał powinien pokrywać się z możliwościami, jakie oferuje nam np. muzeum – czasem nadmierna ekspresja może powodować dezorganizację stałego cyklu pracy. To działa także w drugą stronę – wolontariusz będzie miał poczucie sprawczości, jeśli zakres jego działania będzie realnie wspomagał pracę zespołu. Innymi słowy, kluczem do sukcesu jest poznanie swoich silnych i słabszych stron, by współpraca przebiegała owocnie.
Niektóre placówki kultury oferują chętnym odbycie praktyki studenckiej w formie pracy wolontarystycznej. To ciekawa forma uporania się z uczelnianymi czy szkolnymi wymogami, jednak może być bardzo zgubna – dwie pieczenie na jednym ogniu? Można dyskutować, choć znane mi są przypadki, gdzie „niewinna” praktyka przerodziła się w długofalową współpracę pro bono.
Co z miejscami w których „widzimy się”, ale nie wiemy, czy potrzebują wolontariusza? Jak śpiewała Anna Jantar: Najtrudniejszy pierwszy krok, a zatem nie bójmy się napisać maila czy zadzwonić (czy ktoś jeszcze w dzisiejszych czasach dzwoni?), zgłaszając swoją gotowość do działania. Warto!
Muszą być jakieś wady…
Oczywiście, że są! Większość z nas to tzw. wzrokowcy, dlatego też zagadnienia z ciemnej strony mocy zaprezentuję w formie 4 punktów.
- Doba jest za krótka – niestety, jeszcze nic w tej kwestii nie zmieniono, a w wolontariacie można zakochać się od pierwszego wejrzenia. I jak tutaj wszystko pogodzić…?
- Ofert jest coraz więcej – istna klęska urodzaju, którą instytucję wybrać? A może wszystkie? I wracamy do punktu 1…
- Facebookowa lista znajomych rozrasta się w zastraszającym tempie – liczba twórczych osób jakie można poznać na drodze wolo-wędrówek jest o-grom-na!
- Zyskamy kondycję godną olimpijczyka: piętrowy budynek lub event w plenerze absolutnie temu sprzyjają… Czy to wada? Dla instytucji tak – straci Wolontariusza, który odkryje swoją sportową naturę i będzie działał, ale pod szyldem klubu sportowego…
Zalet jest stanowczo za dużo
Nagłówek nie kłamie – chcąc wypisać je wszystkie, zalałabym Czytelnika potokiem, ba, oceanem słów. W skrócie zatem powiem, że wolontariat to przede wszystkim dzielenie się radością, odkrywanie siebie i poczucie wspólnotowości, które powinno towarzyszyć nam przez całe życie.
Parafrazując chiński schemat szczęścia:
Jeśli chcesz być szczęśliwy przez chwilę – zjedz czekoladę,
przez rok – wyjdź za mąż,
zawsze – zostań Wolontariuszem.