Jakub Michał Pawłowski
Ekspresjonizm był prawdziwą rewolucją w niemieckiej sztuce w trzech pierwszych dekadach XX w. Swoim zasięgiem odważny, frenetyczny nurt objął początkowo sztuki plastyczne, nieco później poezję i dramat, by w końcu ukazać swoją potęgę w najnowszym medium – filmie. Równolegle do kina pojawia się progresywne ekspresjonistyczne budownictwo: Chile-Haus w Hamburgu, Einsteinturm w Poczdamie, Kreuzkirche w Berlinie-Schmargendorfie, czy nieistniejący Großes Schauspielhaus – teatr wielkiego Maksa Reinhardta.
Malarstwo nurtu cechowała niechęć do realizmu, grube, pospiesznie nakładane plamy farb, nienaturalnie kontury, skontrastowana kolorystyka. W architekturze z łatwością dostrzeżemy kanciasto-niespokojne formy, efekt swoistego „rozedrgania bryły”. Nośnikiem ekspresji stanie się także materiał – np. cegła klinkierowa. Ekspresjonizm rozwijał się przede wszystkim w krajach niemieckich, choć samym terminem posługiwali się również francuscy symboliści (już w latach 90-tych XIX w.). Kierunek uważano za krewniaka fowizmu, rozwijającego się w tym samym okresie. Poza emblematycznymi nazwiskami takimi jak Ernst Ludwig Kirchner, Erich Heckel, Emil Nolde, Max (Hermann) Pechstein, kierunek posiadał wielu akolitów i równie wiele odnóg. W tym sensie ekspresjonizm, obok nurtu grupującego konkretnych twórców i dzieła, oznaczać może ogólną i niemal dominującą tendencję sztuki niemieckiej pierwszych dekad XX w. Na obrzeżach kierunku poruszali się Käthe Kollwitz, Ernst Barlach, Lyonel Feininger, Conrad Felixmüller oraz urodzeni na Pomorzu: Paul Kleinschmidt, Rudolf Levy, Bartold Asendorpf, Julo Levin. Prawdziwym domem niemieckiego ekspresjonizmu stało się szczecińskie Muzeum Miejskie, ulokowane w 1913 roku w nowej reprezentacyjnej siedzibie na Hakenterrasse (dziś Wały Chrobrego), w którym pokazywano m.in. Heckela, Carla Hofera, Otto Hettnera.
SZLAKIEM ROMANTYKÓW?
W XIX w. zainteresowaniem czołówki niemieckich artystów cieszyło się Pomorze Przednie, nazywane przez polityczno-administracyjne afiliacje Szwedzkim. Romantycy pozostawią przede wszystkim nastrojowe pejzaże inspirowane Rugią i okolicami Greifswaldu (przede wszystkim Caspar David Friedrich) i Uznamem (choćby Johan Christian Dahl). Stosunkowo dobrze (choć z różnym efektem artystycznym) uwieczniono stolicę Pomorza – Szczecin. W kolejnym stuleci nadbałtycki krajobraz znów zainspiruje, tym razem wczesnych modernistów: Heckel, Max Kaus, Kollwitz odwiedzają kolonię artystyczne na wysepce Hiddensee, Kirchner w sezonie osiada na Fehmarn, Feininger latami przyjeżdżać będzie do Benz na Uznamie, potem do Deep (Mrzeżyno). Z wolna pojawia się fascynacja co dopiero odkrywanym malarsko Pomorzem Środkowym. Dzięki czołowym ekspresjonistom nowatorskie, awangardowe ujęcia Kołobrzegu, Sławna, Łeby, Jarosławca, Rowów, zawisną na ścianach najlepszych światowych galerii: w Amsterdamie, Berlinie, Nowym Jorku.
Do wielkich metropolii ekspresjoniści mają zdecydowanie ambiwalentny stosunek, od podziwu po upatrywanie w nim złowieszczego molocha, pochłaniającego jednostki i ich aspiracje. Owszem pojawiają się znakomite ujęcia Berlina (Kirchner) czy Hamburga (Carl Lohse), to jednak prowincja, w tym pomorska, dostarczy czołowym ekspresjonistom szczególnego rodzaju doznań artystycznych. Ich dzieła olejne, akwarelowe, szkice tuszem czy ołówkiem, wreszcie charakterystyczne dla ekspresjonizmu grafiki, nie stanowiły klasycznych krajobrazów, na których nawet średnio obeznany widz z łatwością wypatrzyć mógł charakterystyczne miejsca i czerpać z tego cokolwiek filisterską radość. Taki typ pejzażu, i taki rodzaj jego oglądania zdecydowanie nie interesował awangardy. Podobnie jak wcześniej romantycy, poszukujący w nadmorskim krajobrazie nie jego realnego wyglądu, ale mistyki, i pragnący wyzwolić w oglądających określone, często ambiwalentne stany i nastroje, ekspresjoniści uwieczniają związane z konkretnymi miejscami emocje, szczególnie te najbardziej dynamiczne, nawet ukryte. Taki był bowiem sens nowego nurtu, który na dekady zaciąży nad wizją niemieckiej sztuki. Jeśli zatem weduta to tylko szkicowana, uproszczona, a na tym szkielecie grube plamy farb, nanoszone nerwowo, kontrasty barw, deformacje brył i figur, wyolbrzymiony kontur…
MOSTY
Zwodzony, a właściwie rozsuwany most nad ujściem Wieprzy (Wipper) w porcie starego książęcego Darłowa – Darłówku (Rügenwaldemünde) niemal od powstania uchodził za cud techniki i niebywałą atrakcję dla turystów coraz tłumniej przybywających do kurortów Pomorza Środkowego. Częściowo odtworzona, nadal rozsuwana, estetycznie zdecydowanie dyskusyjna, przyznajmy nieco kosmiczna wersja budowli użytkowana jest w nadbałtyckim miasteczku do dzisiaj. Dodajmy, że zainteresowanie techniczną stroną architektury, maszynerią, infrastrukturą, „bebechami” budowli (jako samoistnymi w istocie tematami) ekspresjoniści przejęli od futurystów.
W 1925 roku wspomnianym mostem zachwycał się działający przede wszystkim w Niemczech awangardysta rumuńskiego pochodzenia, ekspresjonista orbitujący ku abstrakcji, dadaizmowi, a nawet kubistom, Arthur Segal. Most jest tu zresztą pewnym symboliczno-interpretacyjnym kluczem, pierwsza grupa ekspresjonistyczna (powstała w 1905 roku) nosiła właśnie nazwę „Die Brücke”. Po mostach Drezna, Berlina, Hamburga i Düsseldorfu, chętnie uwiecznianych przez luminarzy nurtu, przyszedł czas na lokalne, bo oddalone od metropolii cuda. Na swoim obrazie Segal przedstawia unikatowy moment rozsuwania się płaszczyzn mostu, udaje mu się nawet uchwycić (nieco obłe) sylwety łodzi płynących pod nim. Zestawienie kubistycznych brył domostw nad ujściem Wieprzy z taflą, a właściwie kilkoma taflami wody (kanału i oddalonego morza), daje szczególnie dynamiczny efekt, wszystko wokół, wszystkie części zgeometryzowanego krajobrazu, niczym wnętrze zegara, zdają się poruszać, nachodząc na siebie nieznacznie, ale nie niwelując, zwłaszcza wobec statycznych sylwet kobiet, które rumuński artysta umieścił niejako w zejściach ku wodzie.
Około 1920 roku Karl Schmidt-Rottluff, współtwórca wspomnianej powyżej grupy „Die Brücke” odkrył dla siebie Jarosławiec (Jershöft), niewielką wioskę rybacką niedaleko Darłówka, z domostwami malowniczo posadowionymi na klifie. Przez blisko 10 lat przyjeżdżać będzie z Berlina na Pomorze, gdzie uwieczni w ekspresjonistycznej stylistyce nie tylko krajobraz nadmorski, ale także nowoczesne „sceny rodzajowe” z życia rybackich wiosek. Obok obrazów olejnych, akwareli, grafik, w jego pomorskim atelier powstaje także rękodzieło, quasi-mozaiki, biżuteria, dekoracyjne tkaniny. W 1923 roku podczas pobytu nad Bałtykiem Rottluff namaluje także dwukrotnie grupę mężczyzn zmierzających do mostu o charakterystycznych żółtych przęsłach, a także gromadzących się wokół tej budowli.
Pierwsze z dzieł zatytułuje Niedziela rybacka, drugie Most zwodzony. Ponieważ w Jarosławcu nie było nigdy takiego mostu najprawdopodobniej chodzić mogło o wspomnianą budowlę w nieodległym Darłówku, tę samą, którą uwiecznił Segal. Rottluffa urzekła także wioska Rąbka (Rumbke), dziś dzielnica Łaby (Labe), której to z kolei wielkim admiratorem był Max Pechstein, który do ekspresjonistycznej grupy „Die Brücke” dołączył w 1906 roku.
Artystę szczególnie interesowała kaszubska społeczność Pomorza, przez wieki w Niemczech właściwie nieznana, zapomniana. Ekspresjonista bada jej życie codzienne, obyczaje, wyjątkowo skomplikowaną historię. W pewien sposób staje się „Kaszubo-Pomorzaninem”. Artysta objedzie i obejdzie właściwie całą okolicę: Gardną (Garde), Kluki (Klucken), Smołdzino (Schmolsin) z barokowym kościołem Anny Gryfitki, Boleniec (Bollenz), Rowy (Rowe), Damnicę (Hebrondamnitz), Kozy (Kose). Kiedy w czasie II wojny światowej dla celów militarnych wyłączono z normalnego użytku pas nabrzeża artysta dzielił się w jednym listów gorzką refleksją, świadczącą, że utracił nie tylko plażę i kąpielisko, ale także zwyczajnie – miejsce swojej pracy. Poza autentycznymi azjatyckimi przygodami z okresu I wojny światowej to właśnie kaszubska część Pomorza stanie się źródłem najistotniejszych inspiracji tego niebanalnego artysty.
Pechstein ożeni się z mieszkanką Łeby, na Pomorzu spędzi właściwie całą wojnę (poza przymusowym wcieleniem do armii w 1943 roku), a po wyzwoleniu na zamówienie pierwszego polskiego proboszcza kościoła w Łebie (tak!) namaluje nawet obraz przedstawiający Matkę Boską Orędowniczkę (do dziś zachowaną w świątyni). Olejny obraz Port w Łebie Pechsteina, datowany na 1922 rok, znajdzie się w kolekcji jednej z najważniejszych galerii europejskich Stedelijk Museum w Amsterdamie. W tym także roku powstaje inne, niemal południowe, pełne żółci, zieleni i jasnej czerwieni, przedstawienie nadmorskiej miejscowości z charakterystycznym, tym razem drewnianym mostem, pod którym widoczna jest urokliwa postać nosiwody odbitego w tafli rzeki oraz zacumowana na brzegu łódka…
GRY Z GOTYKIEM I… MODERNĄ
Średniowieczną architekturę północy Niemiec cechują przede wszystkim monumentalna bryła i cegła. Nie może zatem dziwić, że awangardyści, którzy trafiają do pomorskich miast i miasteczek, oba atrybuty regionalnego gotyku traktują jako źródło inspiracji, ale i spore wyzwanie. Wspomniany powyżej Rottluff chętnie odwiedzał Sławno (Schlawe), którym był urzeczony. W miasteczku podziwiał przede wszystkim gotyckość, ta część Pomorza (nieco irracjonalnie) przywodziła mu na myśl Rosję i Litwę, miał zatem stricte romantyczne skojarzenia. Artysta pozostawia co najmniej dwa dzieła, uwieczniające Sławno. Suchoryt pochodzący z 1921 roku operuje wyjątkowo niskim punktem patrzenia, co wzmaga monumentalność bryły Marienkirche. Co częste w ekspresjonizmie, budynki nachodzą na siebie, tworząc ostre kanty i przywołując na myśl średniowieczne spiętrzenia architektonicznych motywów i wyraźnie wertykalną orientację. Na samym dole grafiki widoczne są sylwetki nad rzeką, naturalne, rozbawione, wyrażające codzienność, i „samo życie”: w gotycki krajobraz wchodzi nowe. Podobnie bryłę innej znakomitej pomorskiej świątyni, kościoła Mariackiego w Kołobrzegu (Kolberg), rozsadza, „patroszy”, to podważając, to wyzwalając pierwotną dynamikę gotyku, przedwieczny zarys, portrecista pokaźnej ilości wiosek, miast, miasteczek wybrzeża Bałtyku, Amerykanin niemieckiego pochodzenia Lyonel Feininger.
Ruiny kościoła w Trzęsaczu okiem Lyonela Feiningera, rysunek z 11lipca 1928 roku i akwarela + pióro z 1934 roku,
skan własny autora tekstu karty albumu Segelschiff mit blauem Angler. Die Quedlinburger Sammlung Dr. Hermann Klumpp. Grafik Zeichnung Malerei 1906 – 1937, Quedlinburg 2006, s. 55
zdjęcie własne z gabloty Lyonel-Feininger-Museum, Quedlinburg (2023)
Tego szczególnego ekspresjonistę, podobnie jak Segal niestroniącego od abstrakcji i kubizmu, interesuje separowanie uwiecznianych obiektów, często znajduje także budowle niejako ze swej natury odłączone, oddalone, wyalienowane. Komentując swoje wrażenia, i poniekąd metodę, przy pierwszym szkicowaniu słynnych ruin w Trzęsaczu (Hoff) Feininger napisze do żony: „Tam, na skraju przepaści, niewątpliwie skazanej na zagładę, znajdowały się ruiny kościoła. Powoli, w miarę jak się zbliżaliśmy, przez otwory zaczęły pojawiać się filary, aż w końcu ukazał się cały rząd wspaniale zaprojektowanych, gotyckich otworów okiennych w kształcie łuku. Wszystko wydawało się takie wspaniałe i pełne magii. Gdy podszedłem bliżej i w końcu znalazłem się tuż przed nim, na trzeźwo zobaczyłem, że ściany miały zaledwie 24 metry wysokości – ale to nie mogło mnie rozczarować. Dla mnie były one tak monumentalne, jak te z ogromnej katedry”. Prace tego artysty inspirowane dziesiątkami bałtyckich miejscowości, często wprost wskazanymi w tytułach dzieł, znajdą się w kolekcjach największych galerii na całym świecie, w tym choćby w prestiżowej nowojorskiej MoMA. Do pomorskich pejzaży wraca przez całe życie, przetwarza wcześniejsze warianty ujęć, tworzy nowe, nawet na chwilę przed swoją śmiercią w 1956 roku (podobnie Łebę wspomina na obrazie olejnym Pechstein w 1951 roku)…
zdj. własne autora tekstu, 2022
Pomorze Środkowe poszczycić się może także kilkoma ważnymi budowlami modernistycznymi, co ważne – ocalałymi. W szczególnie intrygujący dialog z gotykiem wchodzi kościół św. Antoniego z Padwy w Sławnie, zaprojektowany przez Dietricha Suhra. Pochodzący z Oldenburga architekt zastosował charakterystyczną dla budownictwa ekspresjonistycznego cegłę klinkierową, ostrołuki w portalu, wnękach okiennych i prezbiterium przywodzą, co prawda, na myśl świątynie gotyckie, jednak masywna i zupełnie pozbawiona smukłości wieża (wraz urokliwymi podporami), prześwity u jej szczytu zamiast okien czy gotyckich blend, pasują bardziej do obiektów obronnych. Stojący na uboczu katolicki (od swego powstania!) kościół tworzy ciekawą grę z monumentalną sylwetą kościoła Mariackiego na Starym Mieście. Suhr pozostawił także w Sławnie gmachy: hotelu, zakładów mięsnych (aktualnie do renowacji), domu parafialnego (dziś dom kultury) i zespołu szkół (wciąż w użytku), projektował także dla Koszalina, Miastka i Darłowa. Do odkryć i założeń Bauhausu i poniekąd także ekspresjonistów nawiązuje budynek dawnego oddziału Pommersche Bank AG w Koszalinie, aktualnie przy ulicy Zwycięstwa 42, zaprojektowany przez związanego ze Szczecinem Georga Rosenbauera, a ukończony w 1938 roku. Ekspresjonistycznym detalem obu budowli, tej w Sławnie, i w Koszalinie, są reliefy.
zdj. własne autora tekstu, 2024
zdj. własne autora tekstu, 2024
Suhr zaprosił do współpracy rzeźbiarza Fritza Theilmanna, znanego z prac przede wszystkim w Kilonii i Magdeburgu, który w wysmakowanym portalu ceramicznym, przywodzącym na myśl Art Déco, umieścił podobiznę świętego Antoniego, w szczególnie dynamicznej i nienaturalnej pozie, jakby w półklęku. Z kolei Rosenbauer zlecił aktywnemu przede wszystkim w Szczecinie (a urodzonemu pod Sławnem) rzeźbiarzowi Kurtowi Schwerdtfegerowi wykonanie z prostego grysu i betonu sylwet ni to robotników, ni to rolników, niepozbawionych sporej wartości artystycznej, niestety mogących się podobać miłośnikom nowej narodowosocjalistycznej estetyki, dość powszechnie branymi za pozostałości socrealizmu…