Wystawa „Jan Kucz. Obustronnie Nieprzemakalny” w Muzeum Sztuki w Łodzi będzie retrospektywnym pokazem dzieł zmarłego w 2021 r. artysty. Jej głównym celem jest popularyzacja twórczości Jana Kucza: nie tylko jako autora rzeźb wykonanych z tradycyjnych materiałów takich jak brąz czy kamień, ale także twórcę instalacji i obiektów. Artysta sięgał często po różnorodne techniki i tworzywa takie jak: ceramika, tkanina, papa, ziemia czy papier.
Na wystawie pokazane zostaną m.in. instalacje z tkaniny: „Cerowane jabłuszka” ,„Nasza demokracja” czy „Szyjący”. Obiektom rzeźbiarskim towarzyszyć będzie przekrojowa prezentacja twórczości rysunkowej i malarskiej Jana Kucza, w części nigdy wcześniej nieeksponowanej. Rysunki stanowią rodzaj notatnika rzeźbiarza, w którym za pomocą linearnych znaków nadawał plastyczny kształt swoim wrażeniom i refleksjom. Wystawa będzie więc próbą pokazania sylwetki twórczej Jana Kucza jako artysty wszechstronnego, posługującego się zarówno po tradycyjnymi technikami rzeźbiarskimi, jaki pracującego z tworzywami nietypowymi a czasem stosującego łączenie różnych materiałów w sposób innowacyjny.
Ekspozycja, którą będzie można oglądać w Muzeum Sztuki w Łodzi reprezentować będzie odmienny od awangardowego, figuratywny nurt polskiej rzeźby współczesnej, zwany nowym realizmem.
Zapraszamy Państwa serdecznie na otwarcie wystawy „Jan Kucz. Obustronnie Nieprzemakalny” już 26 czerwca 2024 roku (w środę) na godzinę 18:00 do Oddziału MS2Muzeum Sztuki w Łodzi przy ul. Ogrodowej 19.Jan Kucz(1936-2021)-absolwent Wydziału Rzeźby na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie całe zawodowe życie związał z macierzystą uczelnią prowadząc na niej pracownię rzeźby.W1982r. reprezentował Polskę na Biennale w Wenecji. W latach 1992–2002 był członkiem Rady Artystycznej Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku
Obustronnie nieprzemakalny Talent to nie jest własność prywatna, to wartość powierzona – Jan Kucz Jan Kucz urodził się w1936 r. Zarzeczu. Wieś już od dawna nie istnieje. Utworzono tam sztuczne jezioro, rezerwuar wody dla miast i śląskich kopalń. Na dnie została historia ludzi, ziemia/oaza. Były tam dwa murowane kościoły, szkoła, karczma i cmentarz. Wokół remizy toczyło się życie kulturalne. Orkiestry dęte, koło gospodyń i miejscowe zespoły ludowe Zarzeczanie mieli swoją gwarę, napływ góralszczyzny z Żywca, którą się posługiwali na co dzień. W krótkim czasie wszyscy musieli opuścić wieś. Setki ciężarówek wywoziły dorobek ich życia. Wyrwani z korzeniami i adaptowani do nowych miejsc zaczynali wszystko od początku, z innymi sąsiadami i nową troską o przyszłość. Echo wojny i barbarzyńska polityka, na długo pozostały w pamięci kolejnych pokoleń.
Kucz wspominał, że kiedy remontowano zbiornik i spuszczono wodę, ludzie z wioski przyjeżdżali, żeby choć tylko dotknąć ojcowizny. Sam boso przemierzał dno jeziora, ziemię dzieciństwa. Widział zatarte obrysy domów, remizy, kościoła. One wyznaczały mapę ukochanej wsi. Ludzie kładli kwiaty w tych miejscach. Potem, kiedy woda znów zalała dolinę, kwiaty jak pływające wskazówki, stanowiły dla nich punkty pamięci.
Ślady tamtych wydarzeń odkrywam niemal w każdym geście i dziele profesora Kucza. Mówił o domu, jednocześnie uczył jaką wartością jest miejsce urodzenia i jak wiele ono znaczy, zwłaszcza dla tych, którzy podjęli romans ze sztuką. Pamięci nie da się oszukać, a źródło świadomości ma początek i kontynuację we własnej historii. Tej prawdziwej.
Chłopak ze wsi Zarzecze przywiózł do Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie odwagę mówienia wprost kim jest i dokąd zmierza. Swoją postawą irytował tych, którzy wstydzili się miejsca swojego urodzenia. Studiował rzeźbę. Rozwijał samego siebie nieustannie, bo uważał, że ten stan jest stały zwłaszcza dla chcących życie traktować serio. W pracowni powtarzał, że na Akademii trzeba nauczyć się studiowania, aby po jej ukończeniu studiować już samodzielnie. Wielu jego absolwentów, artystów, przyjaciół czy nawet wrogów, korzysta z tych podpowiedzi. Jedną z pierwszych rzeźb Kucza o wyrazistej i przejmującej poetyce jest „Głowa ze złotym zębem”. To przypowieść o pazerności, o mnożeniu wartości materialnych i rozczarowaniu nimi. Tą rzeźbą Kucz wpędza w refleksję, pobudza sumienie, uaktywnia świadomość.
Profesor traktował swoich studentów poważnie. Cierpliwie przyglądał się rozwojowi wydarzeń w ćwiczeniu, namawiał do odwagi dyktowanej wyobraźnią. Kamień trzeba rozbić na kawałki i złożyć na nowo. Zrozumieć proces destrukcji i konstrukcji. Uwagi i umotywowania były częścią zwykłej korekty. Pisał: „Proces powstawania dzieła sztuki to stan permanentnego przebywania na granicy między intuicją i podświadomością, analizą i dedukcją. To czuwanie, by nie oddać prymatu jednej z dwóch skrajności”.
Ojciec Jana Kucza był krawcem. Najlepszym we wsi. Cenili go, bo imponował fachowością. Taki majster, co czarował sylwety. W jego ubraniach, garniturach ludzie czuli się lepsi. Młody Janek przyglądał się Ojcu przy pracy. Pomagał. Widział rodzące się konstrukcje, harmonię, formę i proporcje. Wszystko grało. Po latach odezwał się ten świat, wielokrotnie silniejszy, zamieniony w poezję sztuki Jana Kucza. Ojcu zawdzięczał materiał życia, bliski człowiekowi w dosłownym znaczeniu tego słowa. Opowiadało tym z przejęciem i estymą. Przypomina mi się jak w kościele parafialnym w Orońsku, przy okazji ogólnopolskiej wystawy rzeźby, Kucz pokazał „Matkę Boską ubogich” – tkaninę uszytą z worków po kartoflach, wielką jak ołtarz. Odwaga o Sacrum. Wystawę przyszli zobaczyć miejscowi. – Popatrz na opalone, niedogolone karki chłopów i białe wykrochmalone kołnierzyki-mówił wtedy do mnie Kucz. Tu jest prawda.
Niezwykłym, wręcz mistycznym wydarzeniem dla Kucza była realizacja pomnika Stefana Wyszyńskiego. Pomnik rodził się w atmosferze choroby artysty i nieuchronnej poważnej operacji. Profesor przeżywał to zadanie bardzo osobiście. Kardynał miał klęczeć zwiernymi. Miał należeć do pielgrzymów. Pomnik bez cokołu. Nie emanuje wyższością, ani też nie manifestuje wielkości. Jest obrazem człowieka wiary i pokory.
W 1982 roku Jan Kucz reprezentował Polskę na Biennale Sztuki w Wenecji. Pokazał rzeźbę pod tytułem „Curriculum Vitae”. Przedstawił człowieka bezradnego, pozbawionego godności, uwikłanego w strach i niemoc. Zaplątany w sieci, krzyczał do wytrawnych odbiorców sztuki światowej, wolnych, czujących się bezpiecznie jak w ogrodzie zoologicznym. Kucz przedstawił Polaka żyjącego za żelazną kurtyną. Przemycił jego myśli i troski. Oskarżył komunistyczny reżim o łamanie praw człowieka. Rzeźbą wykrzyczał swoje i nasze niezadowolenie. W Polsce był wtedy stan wojenny. Pogarda i fałsz były oficjalnym głosem komuny. Sztukę kontrolowano, ale „Curriculum Vitae” cenzura nie upilnowała, a może po prostu nie zrozumiała? Rzeźbę zobaczył w Wenecji cały kulturalny świat. Norweska prasa pisała wtedy, że polski pawilon z rzeźbą Kucza więcej mówi o tym, co dzieje się w Polsce, niż setki telegramów. W kraju adoratorzy fałszywego patriotyzmu mieli Kuczowi za złe, że wziął udział w Biennale. Ale w Wenecji nie było stanu wojennego. Był stan sztuki.
Kiedy rozmawiamy o sztuce stajemy się mędrcami, krytykami, filozofami. Mamy pretensje do fałszywych proroków kultury i ogólnej niesprawiedliwości. Widzimy, jak na naszych oczach kształtuje się obraz sztucznie kreowanej cywilizacji. Opiera się ona na rynku i polityce. Dociera do galerii sztuki, uniwersytetów i akademii. Zmienia się i staje coraz bardziej nieczytelny, obcy, choć nasz język. Robią to ci, o których profesor zwykł mówić :„nawet nie wiedzą, że nie wiedzą”.
W 2014 r. w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, przy okazji wystawy „ABC Rzeźby”, Kucz pokazał pracę przedstawiającą hordę wściekłych psów wyszytych z czerwonego płótna. Urządziły się na stole–czerwonym. Pożerają wszystko i siebie nawzajem. Są do tego stworzone. Rzeźba robi wrażenie. Jest aktualna, przywołuje obrazy zarówno tamtych lat jak i współczesnych. „Nasza demokracja”–autor nazwał rzeczy po imieniu. Może na tym stole rozpoznasz sąsiada, a może siebie?.
Kucz kłócił się z życiem, czasem z Bogiem–o wartości. Przemawiał sztuką. To była jego mównica. Był komentatorem rzeczywistości. Zawsze gdzieś w drugim albo i trzecim planie dzieła. Mawiał, że kiedy widzi siebie w lustrze, to jest prawie pewny, że Bóg ma poczucie humoru. Umieć się śmiać z samego siebie to wstęp do wyobraźni, do pojmowania istoty dobra. Tu zaczyna się proces analitycznego widzenia i pojmowania świata. Poczucia humoru, ciekawości świata, a nade wszystko uczciwości. To wszystko – obok umiejętności – to abecadło artysty i człowieka. Kucz żartuje z nadmiernej powagi, fałszywej skromności, lub „niczym nieusprawiedliwionej urody”. Sam też śmiał się z siebie, kiedy zakładał czapkę błazna, albo lądował pod stołem nakrytym puszkami z wyschniętymi farbami i nazywał ten stan zmierzchem optymizmu. Był obserwatorem. Widać to nie tylko w jego rzeźbach, ale również w jego rysunkach czy wycinankach. Nie umknął mu żaden szczegół godny komentarza. Wyrazem tej czujności jest instalacja „Kłamstwa, kłamstewka i prawda” z 1996 roku. To kamienie zanurzone w wodzie, leżące na dnie i inne – fałszywe, pływające po powierzchni. Metafora pozostaje w głowie. Wkręca się w pamięć i odnajduje się w prozie codzienności. „Owoce cywilizacji” to autorski komentarz do złudzenia postępu i sukcesu karmionego blichtrem marketingu. Połysk kokietuje. Stalowe, perfekcyjne, lśniące lecz niejadalne jabłka, są jak efektowne opakowanie wartości pozornych.
Artyści powinni być choćby w ułamku podobni do swego stwórcy. Na przykład w procesie tworzenia. Kucz o tym mówi w rzeźbie „Szyjący” z 1996 roku. Niezliczona ilość worków z juty, ręcznie uszytych, wypełniła po brzegi wydzieloną przestrzeń galerii. W kącie człowiek szyjący te worki. Uszyty z juty jak jego dzieło. Rękę prowadzi przeznaczenie, zszywa życie ze śmiercią. Są dzieła Kucza przy których chciałoby się krzyczeć oraz takie, które wymagają rozmowy. Są też takie, przy których należy milczeć. Taką rzeźbą jest „Głód”. Głowa z ziemi, pozostawiona procesowi naturalnego rozpadu. Na skraju uchylonych ust leży hostia. Biała, czysta… Jak trwanie w otchłani świadomości. Jan Kucz – światowego formatu artysta/etyk. Rzeźbiarz, Mędrzec, Nauczyciel.
Andrzej Szarek
Muzeum Sztuki w Łodzi